piątek, 9 grudnia 2011

„Boże, ratuj mnie, kiedy nie stanie człowieka we mnie ani żadnej innej siły, która powstrzymałaby pęd ku zagładzie.”



"(...) Raz byłam w ciąży. Płód wyjątkowo silny, sam nie chciał odejść, mimo że byłam całkowicie wyczerpana, z anemią, z początkami obłędu. To dziwne, że ten ostatni miesiąc życia jest taki jasny i oczywisty, A więc płód rozwijał się prawidłowo i radośnie. Kto jest ojcem? Oto pytanie Hamlecie. Dziesięć tygodni wcześniej miałam osiemnastu partnerów i każdy z nich mógł zasiać zdradzieckie ziarno. Miliony złośliwych plemników zaatakowały komórkę jajową i oto rozpoczęło się życie, nikomu niepotrzebne. Gdzieś w głębokiej podświadomości przemknęła mi szaleńcza myśl, że dziecko byłoby moim ocaleniem, lecz błyskawicznie ją zabiłam.
Ginekolog od razu zapytał, czy chcę usunąć ciążę, jakby chodziło o wyrwanie zęba czy obcięcie paznokci. Kiwnęłam obojętnie głową. Siady po nakłuciach upoważniały go do ironii i bezczelnego zachowania. Podszczypując mnie na fotelu ginekologicznym, opuścił spodnie i odbył ze mną stosunek. Miałam wtedy dużo pieniędzy, mogłam zapłacić za zabieg, część klientów stanowili Arabowie, którzy mieli zmyślne wymagania i solidnie bili. Sama operacja odbyła się w szpitalu. Stała się dla mnie czymś ważnym, może najistotniejszym – oto mordowałam własne dziecko. Nie ma gorszej zbrodni, potem można uczynić wszystko. Inne kobiety także przybyły pozbyć się problemu. Pociąg śmierci na sali operacyjnej podążał w przepaść, do słoja z formaliną lub do kosza na śmieci i dalej do krematorium szpitala. W szpitalu cierpienie jest codziennością, jak oddychanie czy oddawanie stolca. Czy może być coś bardziej pospolitego od śmierci? (...)"

2 komentarze: